Kiedy jeździłam po Afryce, bałam się malarii. Ciągle szukałam nowych środków (nie wywołujących efektów ubocznych) , metod zabezpieczenia się przed nią. Pewnego dnia zaczęłam czytać kolejną książkę o Afryce – polecam wszystkim miłośnikom Czarnego Lądu – i znalazłam coś czego szukałam od lat. Była to tylko wzmianka (poniżej cytuję) o jakiejś roślinie i był to początek nowego etapu nie tyle poszukiwań, co już odkryć.
„Spędzamy w Soddo kilka dni, lecząc nasze rany i serca. Trzeba było najpierw wyjaśnić przyczynę tej dziwnej gorączki. Mary, lekarka misji, natychmiast przyszła pobrać mi krew. Niebawem wraca z wyrokiem:
– Malaria mózgowa. Ostre falciparium! Zważywszy na przeżyty szok i ogólne osłabienie, gdybyś się tu nie zatrzymał, mógłbyś nie przeżyć trzech dni…
Mary przebywa w Etiopii od dwudziestu lat i wyspecjalizowała się w lecznieu malarii. Cieszy się, że mamy przy sobie leki z di-hydro-artemizyną, lekarstwem, które przetestowałem podczas pierwszego ataku malarii w Mitundu (Patrz. t. 1, rozdz. 23):
– Znacie historię di-hydro-artemizyny?
– Tak, to chińsi lek…
– Wiecie, z czego się go uzyskuje? Widziecie tę plantację kwiatków ogrodzie? One właśnie ratują ludziom życie! To niezwykle proste!
– Jak to?
– Ten kwiat nazywa się bylica roczna. Zaparzam zwykłą herbatę z suszonych płatków i ratuję setki ludzi.
– I żadne zachodnie laboratorium na to nie wpadło?
– Ha, ha! Dotknęliście czułej struny! Ta molekuła jest znana Chińczykom od 1975 roku….
Wracam do zdrowia w czterdzieści osiem godzin. Jak w Mitundu. Zakrawa na cud. Rzeczywiście, to lekarstwo stanowi prawdziwe zagrożenie dla Halfanu, Lariamu i innych naszych osobliwości! Codziennie w Afryce umiera na malarię trzy tysiące dzieci. Ile ich zmarło przez trzydzieści lat?”
Sonia i Alexandre Poussin, „Afryka Trek”, t.2, str. 298-301
Znalazłam lek na malarię? Dlaczego nie ma o nim informacji w internecie? Dlaczego nie można go kupić w aptece? Dlaczego lekarze nie wiedzą o jego istnieniu? Szukałam i w końcu wpadłam na trop organizacji ANAMED. Okazało się, że jest pierwsza międzynarodowa organizacja, która dla celów humanitarnych, uprawia artemizję w regionach, w których występuje malaria.
W 2013 roku wzięłam udział w międzynarodowym kursie medycyny naturalnej organizowanym przez ANAMED (Tanzania); w 2014 roku pojechałam dokształcić się na kolejny kurs do Nairobi (Kenia). Dowiedziałam się czym jest Artemisia annua, jak się leczy malarię (bez skutków ubocznych), jak się leczy inne choroby wykorzystując rośliny tropikalne i mnóstwo innych rzeczy. Już się nie boję malarii, piję codzinnie herbate z artemizji i przygotowuję się do kolejnego wyjazdu – tym razem, aby dzielić sie wiedzą z Afrykańczykami. W międzyczasie chciałabym się podzielić zdobytą wiedzą z każdym, kto jest nią zainteresowany.